Udostępnij
Odkrywanie ciekawych miejsc sprawia mi ogromną przyjemność. Jest ona jeszcze większa, jeżeli odwiedzane przeze mnie miejsca nie są za bardzo znane. Tak było w przypadku tego miejsca, nie dość, że mało popularne, to robi ogromne wrażenie na odwiedzających – przed Wami pałac w Lasocinie.
Lokalizacja i dostępność
Lasocin to niewielka miejscowość w gminie Łopuszno. Od Kielc oddalona jest o ok. 40 km na północny zachód, mniej więcej w połowie drogi do Radomska (współrzędne geograficzne: 50°58′17″N 20°08′34″E). Jadąc tą niepozorną wsią, możemy łatwo zauważyć przy drodze bogato zdobioną bramę wjazdową do dawnego pałacu.
Obiekt otacza park, do którego można wejść bez problemu. Teren jest otwarty. W pobliżu zamku w przyczepie kempingowej mieszkają ludzie pilnujący terenu. Zabronione jest wchodzenie na teren samego pałacu, ale można go swobodnie obejść wokół. Teren posiadłości jest otwarty i można ją zwiedzać nieodpłatnie bez ograniczeń czasowych.
EDYCJA
Otrzymałem wiadomość od właścicieli, że nie ma możliwości wstępu na teren parku i ruiny.
Historia
Chociaż obiekt funkcjonuje na mapach, jako dwór, to jest to jednak, ze względu na okazałość, zdobnictwo i rozmach, z jakim był zaplanowany, raczej pałac. Cały zespół pałacowy pochodzi z początków XIX w. ale tylko park wpisany do rejestru zabytków.
W źródłach możemy znaleźć informację, że pałac w Lasocinie został zbudowany przez Ludwikę z Niemojowskich Kołątajową (1835-1907), ale ostatnią właścicielką była Krystyna Wilhelmina Karsch (1902-1996). Z tymi postaciami i ich powinowactwem wiąże się wiele ciekawostek. Po pierwsze Ludwika była żoną Jana Rafała Hugona Kołątaja, którego stryjecznym dziadkiem był sam Hugo Kołłątaj (w drzewie genealogicznym u krewnych z tego okresu w nazwisku występowało tylko jedno „ł”). Jeżeli chodzi o Krystynę, to była córką znanego kieleckiego przemysłowca – Edwarda Karscha. Był on m.in. właścicielem dworku i browaru w Kielcach, które znajdują się na tzw. Wzgórzu Karscha. Wróćmy jednak do dworu, a raczej pałacu w Lasocinie. Ludwika nie miała swoich dzieci. Miała dwóch braci, z których tylko jeden doczekał się potomków. Jednym z nich był ojciec męża Krystyny. Edward Niemojewski (od drugiego pokolenia po Ludwice w nazwisku nastąpił przegłos – zamieniono „o” na „e”), bo tak nazywał się jej mąż, otrzymał prawdopodobnie pałac po zmarłej stryjecznej babce, kiedy w 1927 roku poślubił Krystynę Karsch. On sam zginął bardzo młodo, bo w 1935 roku został zabity przez kłusownika.
Majątek został we władaniu małżonki, nie na długo jednak, bo podobno opuściła go bezpowrotnie w 1939 roku. Inne źródła podają, że ich synowie Stanisław i Ludwik mieszkali w posiadłości do 1945 roku. Pałac został najbardziej zniszczony już w latach powojennych. Używany był do 1958 roku przez Spółdzielnię Kółek Rolniczych w Łopusznie i Rolniczą Spółdzielnię Produkcyjną Lasocin. Czasy PGR-ów potraktowały zabytkowy pałac tak, jak wiele innych pięknych zabytków w naszym kraju. To, co z niego zostało jest od 1997 roku wystawione na sprzedaż „na cele hotelarsko-rekreacyjne”.
Pałac
Pałac zbudowany został na terenie 8 hektarowego parku, a sam miał podobno niemal 800 m2 powierzchni. Teren otoczony był wysokim murem. Do zabudowań dostać się można było bramą od strony wsi lub tzw. Aleją Lipową od strony sąsiedniej miejscowości – Mnina. W skład zespołu pałacowego wchodziły dwie stodoły, spichlerz, oficyna i budynek gospodarczy. Sam pałac miał aż 16 pokoi. Na wprost głównego wejścia znajdowała się jadalnia, po lewej stronie salon, a po prawej gabinet pana domu. Budynek miał centralne ogrzewanie, bieżącą wodę, linię telefoniczną i elektryczność. Aż do tragicznej śmierci Edwarda posiadłość tętniła życiem, odbywały się w niej liczne spotkania towarzyskie i bale, urządzano też polowania. Sama elewacja budynku musiała wzbudzać zachwyt, sądząc po jedynie kilku detalach, które możemy oglądać jeszcze dziś. Mnie najbardziej zachwyciły bogate w detale zdobienia balkonów i portal z kolumnami nad głównym wejściem.
Warto?
Pałac w Lasocinie zrobił na nas duże wrażenie. Intrygująca brama wjazdowa, piękne detale architektoniczne, stary park i ciekawa bryła budynku (a właściwie to, co z niej zostało) sprawiają, że zdecydowanie warto odwiedzić to miejsce. Widać, że w okolicznym parku wykonywane są różne prace porządkowe, jak koszenie trawy, sadzenie drzew, ale jest to tak naprawdę kropla w morzu potrzeb. Żadnych prac dotyczących samej ruiny jednak nie widać. Jeżeli nie jest ona zabezpieczana ani remontowana, to prawdopodobnie wkrótce ostatnie piękne detale architektoniczne przestaną istnieć. W otworach okiennych na pierwszym piętrze możemy zobaczyć jeszcze pozostałości drewnianych ram… jak długo? Podobno na terenie naszego kraju są niemal 3000 pałaców, z czego 70% jest w stanie ruiny. Pośpieszcie się, żeby zobaczyć i ten w Lasocinie, zanim w ogóle przestanie przypominać pałac.