Udostępnij
Od kilku lat nie korzystałem z tradycyjnej nawigacji samochodowej. Najczęściej sprawdzał się telefon, a za granicą większych wypraw samochodem nie mieliśmy. W te wakacje jednak pojawił się problem. Jak przejechać 10 krajów używając tylko atlasu? Pomimo, że mogło być to ciekawym przeżyciem postanowiliśmy jednak wrócić do nawigacji. A skończyło się na TomTom GO 5000.
Chwilę myślałem jak problem ten rozwiązać. Google maps w telefonie sprawdza się super, ale wymaga połączenia z internetem co za granicą już takie łatwe nie jest. Nawigacja, którą mam w domu umarła i nie chciała ze mną współpracować. Postanowiłem zgłosić się do najlepszych producentów nawigacji na naszym rynku w celu wypożyczenia sprzętu na czas wyjazdu. Jako pierwszy odpowiedział TomTom. Już kilka dni później czekała już na nas nawigacja TomTom GO 5000 , która miała nas podczas wyjazdu poprowadzić przez europejskie drogi.
Zacznę od pierwszego wrażenia.
Urządzenie jest niewielkie. W zestawie wraz z samą nawigacją dostajemy uchwyt na szybę/stację dokującą. Zdecydowany plus, bo wychodząc z samochodu odpinamy tylko urządzenie (nie musimy odczepiać odpinać kabli itp). Interfejs jest bardzo prosty i praktycznie wszystkie działania, których potrzebujemy możemy wykonać kilkoma kliknięciami.
Wbudowana baza zawiera sporo adresów, ale ma także rozbudowaną bazę POI. Dzięki temu nie znając adresu często trafiałem do większych atrakcji, sklepów czy centrum danego miasta. Urządzenie sprawdza się zarówno w dzień jak i w nocy, a możliwość jasności i kolorystyki ekranu zdecydowanie to ułatwia (w sumie to już też standard).
Rzeczą, z którą ja spotkałem się po raz pierwszy jest również ostrzeganie o odcinkowych pomiarach prędkości. Ponadto urządzenie podaje średnią prędkość na odcinku pomiarowym. Dzięki temu możemy doskonale panować nad tym i nie mieć obawy o list z zagranicy.
Kilka razy dzięki urządzeniu zmieniliśmy trasę – ostrzeżenie o korkach okazuje się pomocne. Te kilkuminutowe nie robią większej różnicy, ale jeżeli sięgają kilkadziesiąt minut lub godzinę to ktoś (albo w tym wypadku coś) co zna trasę alternatywną przydaje się bardzo.
Zdarzyły się dwa czy trzy przypadki, gdzie mapa nie pokrywała się z terenem, ale były one spowodowane tym, że droga, została oddana do użytku kilka dni wcześniej. Po używaniu google maps musiało minąć kilkanaście minut, aby się przestawić. Każda nawigacja komunikuje manewry w inny sposób. Tutaj plusem jest też pasek przedstawiający trasę i ważniejsze miejsca na niej. Wśród nich stacje benzynowe, radary, korki czy miejsca odpoczynku.
Urządzenie kosztuje około 1100-1200 zł, ale za tę cenę mamy dożywotnią aktualizację map i korków.
Podsumowując to nawigacja na naszej wyprawie sprawdziła się rewelacyjnie. Pozbawieni internetu i wymyślający często nowe punkty, które warto odwiedzić z mapami tradycyjnymi raczej byśmy rady nie dali. Drogi, którymi uczęszczaliśmy były zarówno autostradami, jak i wąskimi drogami w górach, ale najważniejsze, że dotarliśmy wszędzie o czasie i bezpiecznie.
Więcej zdjęć z trasy nawigacji nie mam, bo jednak ciężko prowadzić i zdjęcia robić ;)
Opisywane urządzenie (TomTom GO 5000) otrzymałem na czas wyjazdu nieodpłatnie. Firma TomTom nie miała wpływu na treść artykułu.