Udostępnij
Mamy w naszym mieście kilka jadłodajni i lokali przypominających jeszcze stare „Bary Mleczne”. Wśród tych pierwszych jedne są warte uwagi, a inne wręcz przeciwnie. Dzisiaj polecam tekst o jadłodajni Sprint znajdującej się przy ul. Złotej 3.
Jeżeli macie problem ze zlokalizowaniem tego miejsca to podpowiem Wam, że znajduje się bardzo blisko ul. Paderewskiego. Stojąc na rogu Złotej i Paderewskiego Jadłodajnia Sprint to domek położony po lewej stronie ulicy. Lokal czynny jest w tygodniu do 19.00. W środku do dyspozycji mamy sporo miejsca, a w cieplejsze dni dostępny jest również ogródek, w którym znajdziecie kilka stolików. W jadłodajni dostępny jest także fotelik dla dzieci.
Zamawianie wygląda tradycyjnie, jak w mlecznym barze. Wybieramy posiłek z ogromnej tablicy dań. Lepiej mieć przygotowanych kilka opcji, na wypadek, gdyby okazało się, że czegoś zabrakło. Dodatki, takie jak frytki, ziemniaki, czy surówka, zwykle zamawiane są osobno, chyba że w menu jest napisane inaczej. Nasz wybór padł na bulion z kołdunami (4,2 zł), placek ziemniaczany z sosem pieczarkowym (waży 350 g i kosztuje 9,30 zł), kotlet świętokrzyski (120 g/8,5 zł) z frytkami (150 g/4 zł), zestaw surówek (160 g/4 zł) i kompot (2 zł). Zamówienie podawane, a właściwie wywoływane jest przez panią ekspedientkę w kawałkach, więc jeżeli planujemy siedzieć na zewnątrz to trzeba wysłać kogoś na wartę, żeby nasłuchiwał.
Jest to jeden z pierwszych razy kiedy podaję gramaturę dań, ale to daje trochę obraz lokalu ;). Zacznijmy od placka, który był chrupiący i smaczny. Sos był bardzo smaczny, śmietanowo-grzybowy. Jeżeli chodzi o kotlet świętokrzyski, to był to schabowy z jajkiem sadzonym i odrobiną sosu pomidorowego. Jajko było przygotowane dobrze – żółtko się rozpłynęło, a sos, choć było go niewiele, również był w porządku. Frytki były smaczne, ale w tym wypadku to żadne osiągniecie ;). Zestaw surówek, jak to zestaw surówek z jadłodajni – w smaku podobne do siebie, ale świeże i zjadliwe. Zapomniałbym o zupie, która była intensywna w smaku, a kołduny robione były raczej na miejscu (nawet wiem jakim urządzeniem, bo od jakiegoś czasu planuję takie sobie kupić;).
Jeżeli bywacie w takich lokalach (mam na myśli jadłodajnie) to wiecie, że na przestrzeni lat (w sumie jak wszędzie) ceny poszły w górę. Tutaj za obiad dla dwóch osób zapłaciłem ponad 30 zł (jedna osoba jadła zupę, a druga nie). Nie dużo to i nie mało, a z drugiej strony nie zamawiałem dań najtańszych. To co mogę napisać w ramach podsumowania to to, że jedzenie było smaczne i nie czekaliśmy na nie długo.