Udostępnij
W sercu Kielc pojawiło się miejsce, które redefiniuje podejście do jedzenia na mieście. Restauracja Sztuczki to kulinarna nowość, która stawia na food sharing, czyli dzielenie się smakami przy wspólnym stole.
W nowoczesnym, ale przytulnym wnętrzu, zamiast klasycznego zestawu „przystawka–danie główne–deser”, goście zamawiają kilka różnych porcji i dzielą się nimi, wspólnie smakując i komentując. To pierwsze takie miejsce w Kielcach, które zrywa z konwencją i zaprasza do stołu nie tylko po to, by zjeść, ale by doświadczyć jedzenia – razem.
Lokalizacja
Restauracja Sztuczki znajduje się przy ul. Sienkiewicza 29, a konkretnie na Placu Artystów. Wcześniej w tym miejscu znajdował się sklep z artykułami plastycznymi. Jeżeli nie jesteście z Kielc, to najlepiej będzie Wam się tu dostać, spacerując deptakiem i skręcając na Plac Artystów. Musicie minąć Plac Cafe i jesteście u celu!
Jeżeli wybieracie się samochodem to najbliższym miejscem, gdzie dogodnie możecie zaparkować, jest parking miejski przy Urzędzie Miasta. Możecie spróbować także zaparkować przy ul. Staszica (Strefa Płatnego Parkowania), ale różnie bywa tam z dostępnością wolnych miejsc.
Sztuczki i ich wnętrze
Restauracja Sztuczki ma ciekawe wnętrze pełne sztuki, ale o niej za chwilę. Nie znam się do końca na nazywaniu stylów wnętrz, ale tutaj bym powiedział, że jest ono nowoczesne i przytulne. Krzesła są wygodne, a elementy wykończeniowe pasują do siebie w 100%. Będąc w środku, warto zwrócić uwagę na ogromną, kolorową, przygotowaną specjalnie na zamówienie mozaikę, która ozdabia bar (na zdjęciu poniżej).

Food sharing czyli „talerzyki”
Food sharing, czyli dzielenie się jedzeniem przy wspólnym stole, to trend, który zdobywa coraz większą popularność na całym świecie i Polska nie jest tu wyjątkiem. Chodzi nie tylko o ekonomiczne podejście do posiłków, ale przede wszystkim o społeczną wartość wspólnego jedzenia. W restauracjach praktykujących ideę „shared plates”, czyli wspólnych talerzyków, dania podawane są w taki sposób, by każdy mógł spróbować kilku różnych smaków podczas jednej wizyty. Zamawiając wspólnie, unikniemy też rozczarowania, jakie czujemy, kiedy w tradycyjnej restauracji bardziej przypada nam do gustu to, co zamówiła towarzysząca nam osoba.
Rozwiązanie to świetnie sprawdza się zarówno wśród przyjaciół, jak i rodzin, pozwalając na swobodne próbowanie potraw i odkrywanie nowych smaków. Takie podejście odzwierciedla filozofię jedzenia jako doświadczenia społecznego, a nie tylko zaspokajania głodu. Dzielenie się potrawami sprzyja rozmowom, łamie bariery i pozwala lepiej zrozumieć kulturę danego miejsca – szczególnie jeśli dania oparte są na ciekawych lokalnych składnikach i tradycyjnych recepturach. Food sharing zmienia także podejście do zamawiania – z jednej strony otwiera Klientów na nowe smaki, z drugiej pozwala lepiej zarządzać porcjami, co może ograniczyć marnowanie jedzenia. Jest to więc nie tylko modne, ale i zrównoważone rozwiązanie, które łączy ludzi przy stole.


Co dobrego zjedliśmy?
Oczekiwania przed przyjściem mieliśmy spore i od razu Wam zdradzę, że lokal im sprostał. Skusiliśmy się na kilka pozycji, bo przecież właśnie o to chodzi w restauracjach tego typu. Z talerzyków zimnych wybraliśmy tatar z pomidora, hummus oraz nie-tuńczyka. Pierwsza z opcji była ciekawa i lekka, hummus absolutnie bez zarzutu, ale to trzecia pozycja zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Nie-tuńczyk to pieczony arbuz z burratą, rukolą i musztardowym dipem – całość zaskakująca i pyszna! Jeżeli chodzi o hummus to klasyka w dobrym wydaniu, ale ciekawostką jest dodane do niego żółtko ajitama, które dodało mu jeszcze więcej charakteru.
Z ciepłych talerzyków wybraliśmy satay z kurczaka, ziemniaczane noodle, frytki z cukinii i filet z kaczki SV. Kurczak był bardzo smaczny, zniknął najszybciej, ale to sos, który był do niego podany, zrobił prawdziwą furorę! Frytki z cukinii: przyjemne i lekkie (muszę spróbować zrobić takie kiedyś w domu). Jeżeli chodzi o filet z kaczki, to był perfekcyjny. Z jednej strony pokryty był panko, a z drugiej delikatnie polany musem cebulowym – fajne i smaczne połączenie. Na koniec ciepłych talerzyków dłuższa chwila uwagi należy się ziemniaczanym noodlom. To danie zaskoczyło mnie najmocniej – nowoczesna forma podania, a smak przeniósł mnie w przeszłość do domowej kuchni. Było to danie, które w 100% zaliczyłbym do moich comfort food!
Jak wiecie, na desery jest inny żołądek, więc pomimo przejedzenia znaleźliśmy oczywiście jeszcze miejsce na coś słodkiego. Skusiliśmy się na deser rum baba, krem pistacjowy, crumble z rabarbaru i deser sezonowy – truskawki z musem z białych szparagów! Najbardziej zaskakujący był ten ostatni – połączenie szparagów i truskawek jest ciekawe i zaskakująco pasujące. Spośród bardziej klasycznych deserów mój faworyt to krem pistacjowy. Pełen smaku, podawany z „chałwowymi włosami” – to mój pewniak przy kolejnej wizycie!




Sztuka w Sztuczkach
Sztuczki to nie tylko miejsce, w którym możecie coś zjeść ze znajomymi. Lokal pełni także funkcję galerii sztuki „Eviva l`arte”. Prowadzona jest ona przez kieleckich artystów, których prace możecie zobaczyć na ścianach. To dopiero początek działalności, ale pierwszy wernisaż już miał miejsce. Artyści zapewniają, że sztuka, z którą możecie obcować w restauracji Sztuczki, będzie się zmieniać i zaskakiwać, umilając przy tym wspólnie spędzony tu czas.

Jeszcze trochę jedzenia!
Wizyta w Sztuczkach to fajne przeżycie zarówno pod kątem towarzyskim, jak i kulinarnym. To miejsce, w którym każde danie mnie ciekawiło i właściwie do każdego z nich chętnie wrócę! Piękne wnętrze i zapowiedź częstego wprowadzania nowych pozycji do menu na pewno będzie przyciągać. Miejsce jest wyjątkowe, położone w centrum, kusi smakami i piękną prezentacją dań. Naszym zdaniem to przepis na sukces i dostać się tutaj bez wcześniejszej rezerwacji niebawem będzie bardzo ciężko.






