Przy okazji pobytu Warszawie (jak i w każdym innym miejscu) planowałem spróbować nowych smaków. Zrządzeniem losu podczas mojego pobytu w stolicy organizowany był Soho Food Market. Niewiele szczegółów znalazłem na temat tego wydarzenia online. Dużo ogólników. Szalę przechyliła jednak rekomendacja Street Food Polska. Szybka decyzja i w sobotni poranek znalazłem się na dworcu Warszawa Wschodnia. Według magicznej wiedzy z google maps miałem stamtąd tylko rzut beretem do Soho. Daleko nie było, ale zabrakło mi trochę pomocniczych drogowskazów, znaków, czy tablic (plakat reklamujący imprezę był dopiero na terenie soho). Myślę, że Warszawiacy miejsce to znają, lecz ja byłem tam po raz pierwszy.
Miejsce post-industrialne, przekształcone do pełnienia swoich nowych funkcji (ogólnie artystycznych). Food Market odbywał się w jednej z hal. Była ona dobrze ogrzana, ze szklanym dachem. Promienie słońca idealnie oświetlały wnętrze. W środku budynku znajdowało się około 20 stoisk z różnego rodzaju propozycjami kulinarnymi. Od produktów „na wynos” (wędliny i kiełbasy od Warszawskich Rzeźników, czy wypieki z Przystanku Piekarnia) do dań z różnych stron świata do skonsumowania od razu. Ceny były zróżnicowane. Niektóre produkty w cenach normalnych lub zbliżonych do normalnych, lecz inne w cenach zdecydowanie niezachęcających (3 smażone pierożki – 10 zł). Celem większości stoisk było zapoznanie z ofertą konkretnej restauracji i skłonienie potencjalnych klientów do jej odwiedzenia. Mam już kilka takich, gdzie raczej nie pójdę z powodu strachu przed cenami. Przejdźmy się zatem po spróbowanych daniach i odwiedzonych stoiskach:
Na start różne ciastka (marchewkowe, milkowe i hmm… czarne – pełne czekolady)
Fataya – smażone pierożki z wołowiną (poprawne, ale jadłem lepsze, tak jak i poniżej, sos bardzo dobry)
Boulettes de poissons – kulki rybne z pietruszką (oczekiwałem czegoś lepszego, mi osobiście nie smakowały, sos za to bardzo smaczny)
Kanapka klasyczna od załogi foodtrucka „Chyży Wół” – pastrami, ogórek, cebulka, roszponka i sosy (super odmiana od burgera, delikatne mięso o wyrazistym smaku, smaczne sosy i chrupiące dodatki oraz bułka)
Smażony pieróg z nadzieniem – smaczny, nadzienie jak w pierogach ruskich, jednak 12 zł to trochę za dużo.
Hummus jerozolimski od I love Hummus – z dodatkiem papryki i granatami. Dobry, lepszy od mojego domowego. W zestawie z pitą.
Lemons Shrimp od „Można Mlaskać” – zupa cytrynowo-imbirowa z krewetkami (gęsta i sycąca, krewetki w małych kawałeczkach, brakowało mi czegoś, co by złamało konsystencję, coś chrupiącego).
Koktajl Bardzo Zielony od Get Green – coś dla zdrowia, zielony koktajl z pietruszki, imbiru, kiwi, banana, miodu i innych sekretnych składników – pyszny. Trudno było uwierzyć, że pietruszka albo szpinak naprawdę pasują do takich koktajli 🙂
Harira od „Można mlaskać” – marokańska zupa z cieciorki, soczewicy, fasoli i warzyw (gęsta i smaczna)
A co jeszcze znajdowało się na licznych stoiskach?