Udostępnij
Ulica Loenarda nie była zbyt bogata w lokale kulinarne, a zwłaszcza jej część przy Rynku. Przez jakiś czas istniała tam Piwnica. W miejscu po niej na kieleckim rynku gastronomicznym pojawił się Kreweta Bar, a ja postanowiłem sprawdzić jak się prezentuje jego oferta.
O lokalu, który znajdował się w tym miejscu możecie przeczytać w tekście. Miał on swoje lepsze i gorsze chwile, ale to już historia. Kreweta Bar, który dzisiaj miał swoje otwarcie to marka, która na rynku już istnieje. Pierwszy lokal pod tą marką działa w Gliwicach.
Wróćmy jednak do Kielc. Kreweta w Kielcach znajduje się przy ul. Leonarda, na odcinku pomiędzy Rynkiem, a ul. Wesołą. Miejsca znajdują się zarówno na poziomie zero jak i w podziemiach. Menu jest krótkie i proste.
My zdecydowaliśmy się na:
- Zupa Tom Kha – 5 krewetek, bulion tom Kha, mleko kokosowe, makaron ryżowy, pomidorki, cebula dymka, pieczarki, limonka (18 zł)
- Tempura – 8 krewetek w tempurze, sałatka, frytki, dwa sosy (29 zł)
- Sandwich – 5 krewetek w tempurze, roszponka, rukola, czerwona cebula, granat, kolendra, sos chilli mango, aioli (19 zł)
- Lemoniada domowa – truskawkowo-bazyliowa (9 zł)
Wnętrze lokalu jest jasne i przyjemne. Zamówiliśmy co chcieliśmy dość szybko. Po kilku minutach dostaliśmy na poczekanie pojemniczek z czipsami. Na napoje również nie czekaliśmy długo. W sumie na całość zamówienia czekaliśmy kilkanaście minut więc czas był dobry.
Zacznę od zupy Tom Kha. Miała właściwy kolor i konsystencję. Pachniała ładnie, a porcja była spora. W smaku wyczuwalna była delikatna ostrość i kwasowość. Jeżeli o mnie chodzi dodał bym nieco aromatów tajskich do zupy (odrobinę mocniejszy smak trawy cytrynowej czy galangalu na pewno zadowolił by moje podniebienie jeszcze bardziej), ale ogólnie była to propozycja udana.
Kolejnym daniem, które zjedliśmy były krewetki w tempurze. Miękkie i smaczne w środku i lekko chrupiące na zewnątrz – zrobione w punkt. My zdecydowaliśmy się na sos chilli mango oraz sriracha mayo. Znam oba i lubię, ale w tym wypadku wygrał u mnie zdecydowanie pierwszy. Do krewetek była jeszcze sałatka z rukoli, granatu, cebuli i pomidorków. Ostatnim elementem tego dania były frytki. Tutaj niestety napiszę, ze były po prostu złe. Smakowały jak ugotowane i nawet dobry sos ledwo pomógł. Do krewety chodzi się jednak na krewety, a te w wersji w tempurze były bardzo udane.
Na koniec kanapka, która połączeniem smaków bardzo przypadła mi do gustu. Żeby ją zjeść trzeba porządnie otworzyć buzię, ale warto się nieco pomęczyć. Zniknęła cała!
Generalnie mała ilość dań w karcie sprawia, że możemy mieć nadzieję, że będą one wysokiej jakości i rzeczywiście nam smakowało. Dopiero pod koniec jedzenia zauważyliśmy, że na stole jest naczynie (chyba) na ogonki krewetek. Obsługa mogłaby o tym informować, taka mała instrukcja przed jedzeniem.
W karcie oprócz krewetek znajdziecie alkohol. Zaczynając od piwa na Aperolu i drinkach kończąc.