Udostępnij
Sam polecam Was często lokale, ale korzystam także z Waszych poleceń. Lubelska Mandragora pojawiała się w nich często. Postanowiłem odwiedzić to miejsce i sprawdzić czy rzeczywiście warto. Jako, że czytacie ten tekst, to łatwo się domyślić, ze udało mi do Mandragory trafić, a moimi wrażeniami chętnie się z Wami podzielę!
Lokalizacja
Restauracja Mandragora zlokalizowana jest w samym sercu Lublina, a jej adres to Rynek 10. Najłatwiej tutaj trafić spacerując po Starym Mieście. Kamienica, w której lokal się znajduje jest charakterystyczna, a szyld widoczny z daleka więc nie powinniście mieć problemów z trafieniem.
Wnętrze
Restauracja Mandragora zlokalizowana jest w kamienicy pochodzącej z 1521 roku. Jej wnętrze ma swój klimat. Jest przytulne i pełne różnego rodzaju przedmiotów. Przypomina ono dom sprzed lat, ale wystrój nie przytłacza. Iza, która tworzy to miejsce w prosty sposób pokazuje jego ideę:
„Sercem żydowskiego świętowania jest dom, a w nim ważną rolę odgrywa kuchnia.
Hagada czytana na Pesach zaprasza: ,,niech ten kto jest głodny przyjdzie i je z nami”
Zapraszam cię w mój świat – świat kuchni skromnej, uczciwej, domowej. Przepełniony starymi zdjęciami, koronkami, z muzyką żydowską w tle. Tutaj najważniejsza jest kuchnia i … Ty. Dla Ciebie gotujemy.”
Tak właśnie można poczuć się w środku. Bardzo przyjazna obsługa, ciepło emanujące z wnętrza dobra kuchnia (o której za chwilę) daje bardzo pożądany efekt!
Co znaczy Mandragora?
O tym dowiecie się już z pierwszej strony menu, gdzie napisane jest, że „Nazwa restauracji pochodzi ze Starego Testamentu, z Pieśni nad Pieśniami, a symbolizuje miłość, płodność i szczęście. ” Mandragora lecznicza to roślina, która uznawana była za afrodyzjak, a czasem nawet za coś magicznego.
Co w menu?
Mandragora to jak już na pewno zauważyliście miejsce z historią. Nie chodzi o historyczność restauracji, chociaż ma już trochę lat, ale o historię, którą za sobą niesie. Można by napisać, że jest to miejsce, które mówi, nie tylko przez kuchnię.
„Nasza karta otwiera drzwi do zwykłego żydowskiego domu. A w nim szczególną rolę odgrywa kuchnia. Przepełniona tradycją, historią i symboliką, przywracająca najpiękniejsze wspomnienia. Przed Państwem dania których przepisy przekazywane są przez pokolenia. Kuchnia żydowska to tygiel smaków i zwyczajów kulinarnych z całego świata. Szalom! Przygotowane na najlepszych produktach, zrobione ręcznie, na miejscu.”
Takie wstęp zachęca, aby zagłębić się w menu, które jest ciekawe i różnorodne. Znajdziemy w nim ciepłe i zimne przekąski, zupy, ryby na ciepło, dania główne czy desery. Nie od razu wiedziałem na co mam się zdecydować. Wśród przekąsek czekają na Was różne wariacje na temat śledzi, tatar, ale też bliny, gęsie pipki czy żydowski kawior.
Dalej wcale nie jest łatwiej, przeglądając kolejne strony menu pojawia się karp czy też kapuśniak z migdałami i rodzynkami. Przechodząc do dań głównych, zdecydowałem się na rekomendację pana kelnera, ale o niej za chwilę! Jeżeli wątróbka Wam nie smakuje to kaczka z cymesem, falafele z hummusem czy latkes sprawdzą się także doskonale.
Ciekawostką jest specjalne menu szabatowe obowiązujące tylko w tym okresie. W tej specjalnej karcie znajdziecie Gefilte Fisz, Czulent z gęsiną, pierogi z gęsiną czy też czulent lubelski z wołowiną. Moja wizyta w restauracji Mandragora miała miejsce w tygodniu i już wiem, że podczas pobytu w sobotę muszę na czulent zajrzeć bo lubię to danie.
Mandragora nie jest restauracją koszerną, ale w oficjalnym tego słowa znaczeniu, ale jest lokalem przestrzegającym zasad koszerności. Co ciekawe w menu znajdziecie także koszerne wina i piwa.
Jak wrażenia?
Dzień mojej wizyty w Mandragorze był dla mnie dość męczący, dlatego na podładowane energii zacząłem od kawy. Wybrałem kawę po żydowsku (21 zł), która parzona i serwowana jest z tygielka. Zawierała ona kardamon i cynamon i była strzałem w dziesiątkę, jeżeli chodzi o moje smaki. Na codzień jestem fanem klasyki – espresso, ale od czasu do czasu kawa z kardamonem czy też taka jak tutaj bardzo też mi podchodzi.
Na początek zdecydowałem się na coś, co potrafi dużo powiedzieć o lokalu czyli klasykę – hummus z pitą (30 zł). Bardzo przyjemny, kremowy z tahini, przyprawami i natką pietruszki. Zniknął bardzo szybko. Pita też zniknęła i gdyby nie fakt, że czekało na mnie jeszcze danie główne, to nie pogardziłbym drugą!
Moim daniem głównym była wątróbka z cebulowym sosem i kopytkami (42 zł). I nie skłamię, jeśli napiszę, że była to najlepsza wątróbka jaką w życiu jadłem. Sos pełen smaków i przysmażone kopytka to połączenie idealne! Podroby w kuchni żydowskiej były popularne, a patrząc na to wydanie to nie ma co się dziwić! Danie to podobno było tak popularne w żydowskich domach, że z czasem doczekało się nawet piosenki, do której słowa napisał Jacek Cygan.
Na koniec musiałem zdecydować się na deser. W karcie restauracji Mandragora znajdziemy trzy propozycje – Paschę, Malabi oraz Raugelachy. Pierwsza i trzecia pozycja mają adnotację „zasmakuj tradycji” co świadczy o recepturze tradycyjnej. Ja jednak zdecydowałem się na Malabi (25 zł), które uwielbiam i będąc w Izraelu zajadałem się nim na każdym kroku. Pokusiłem się nawet o odtworzenie przepisu w domu więc jeżeli macie ochotę to zapraszam – mój przepis na Malabi. To, które miałem okazję zjeść na zakończenie wizyty w Mandragorze było bardzo dobre!
Warto odwiedzić?
Mandragora to miejsce, wobec którego miałem wysokie oczekiwania. Sprostała im z nawiązką. Przyjemne wnętrze, uprzejma i profesjonalna obsługa i kuchnia trafiająca w moje gusta sprawiły, że podczas następnej wizyty w Lublinie na pewno trafię tam z rodziną czy znajomymi.
Nie odwiedziłem wielu restauracji z kuchnią żydowską w Polsce, ale też nie ma wielu lokali tego typu. Mandragora jednak to dla mnie czołówka w tej kategorii i zachęcam Was do odwiedzin!
Przed wizytą zajrzyjcie na ich stronę, a może akurat odbywają się na miejscu jakieś ciekawe wydarzenia.