Udostępnij
Nie wiem dlaczego, ale piosenka o nie najwyższych lotach w wykonaniu Traperów znad Wisły utkwiła mi w głowie. Jeżeli w myślach pojawiała się nazwa Ciechocinek pojawiali się i oni. Korzystając z pobytu w Toruniu postanowiłem odwiedzić to uzdrowiskowe miasto, aby w mojej głowie, w folderze Ciechocinek znalazły się też inne przedmioty.
Miasto to znajdowało się na trasie drogi powrotnej. Wyruszyliśmy rano i po kilkudziesięciu kilometrach byliśmy już na miejscu. Okolica powoli budziła się do życia. Znalezienie miejsca parkingowego nie należało do łatwych. W miejscach, które wydawały się wolne wisiała informacja o potrzebie zapłaty, ale jak okiem sięgnąć parkomatu, ani pana parkingowego brak. Zdecydowaliśmy się na darmowy parking w okolicach dworca kolejowego. Tuż obok znajdowało się również pole dla kamperów.
Z parkingu do „centrum” (gdzie by ono nie było) było tylko kilkanaście minut. Pierwszym miejscem, które znaleźliśmy na naszej drodze był tzw. „grzybek” – jedno ze źródeł solankowych, wokół którego kuracjusze przesiadują i wdychają minerały. Powiem Wam, że fontanna jak fontanna ;) Ciekawostką były kryształki soli osadzające się wokół niej. Kolejnym obiektem, który odwiedziliśmy był Park Zdrojowy. Na wejściu powitały nas jeziorka z ptakami, wśród których były również czarne łabędzie. Dalej odnaleźliśmy zabytkową pijalnię wód. Z Zewnątrz wyglądała bardzo interesująco, ale w środku były sklepy z dziwnymi rzeczami i naburmuszeni sprzedawcy. Na pocieszenie tuż obok znajduje się fontanna z niewielką żabą na szczycie. Tuż za pijalnią wód znajduje się muszla koncertowa. Idąc od nich w stronę kwiatowego zegara trafiliśmy również na klatki z ptakami. Tu ciekawostką, którą pierwszy raz widziałem w życiu były białe pawie. Wyglądały jak normalne, ale były całkowicie pozbawione kolorów.
Odwiedziliśmy jeszcze tężnie. W Ciechocinku są trzy o łącznej długości prawie 2 kilometrów. I tu znalazł się akcent kielecki. Okazało się później, ze projektantem tężni był profesor kieleckiej Akademii Górnieczej Jakub Graff. Wstęp pomiędzy tężnie (aby wdychać cenne pierwiastki) jest płatny. My nie mieliśmy całego dnia dlatego pokręciliśmy się tylko trochę i udaliśmy w stronę parkingu. Po drodze przejrzeliśmy zawartość stoisk z pamiątkami. Niestety nie znaleźliśmy nic rewelacyjnego, ale jeżeli szukacie soli w różnych postaciach, szlamu lub innych zdrowotności to coś się znajdzie. Dla fanów tandety też niektóre stoiska stoją otworem.
Może to kwestia godziny (przed południem), a może dnia (poniedziałek), ale wydaje mi się, że Ciechocinek trochę śpi. Na pewno są to dobre warunki do relaksu. Kto wie może kiedyś „dla zdrowotności” trzeba będzie się wybrać.
Tak wygląda tężnia od spodu :)