Udostępnij
Po kilku miesiącach przerwy w podróżach zdecydowaliśmy, że to już czas i całą trójką postanowiliśmy się wybrać trochę dalej. Na samolot jeszcze chwilę maluch musi poczekać, ale ponad 1000 km samochodem to też niezły wynik jak na pierwszy raz. Jelenia Góra na weekend poleca się!
Rozważaliśmy kilka kierunków. Z pomocą przyszło zaproszenie od hotelu Mercure Jelenia Góra. Dorota nigdy nie była w Sudetach, a ja dawno ich nie odwiedzałem. Postanowione. Wyjechaliśmy wcześnie, bo o 4.00 rano, aby nie zmarnować dnia i pozwiedzać ile się da. Był piątek. Pogoda nie była zła, przynajmniej w Kielcach nie padało. Na trasie jednak deszcze nas nie opuszczały. Po drodze z niemałymi trudnościami odwiedziliśmy sklep Ikea we Wrocławiu (uważajcie na remonty dróg i ich zamknięte odcinki, gdybyście się tam wybierali) i udaliśmy się do pierwszego miejsca na trasie – zamku Bolków.
Widok z wieży zamku w Bolkowie
Położony jest on tylko 30 km od Jeleniej Góry, a daje ciekawy obraz tego, jak budowle takie wyglądały w przeszłości. Często na swoich trasach spotykaliśmy ruiny, gdzie oprócz 3 ścian nie było nic. Tutaj możemy przyjrzeć się bryle zamku, wejść na wieżę i obejrzeć ruiny z góry i z dołu. Z Bolkowa udaliśmy się do naszych czeskich sąsiadów – do Harachova. Z Jeleniej Góry do Harachova jest taka sama odległość, co do Bolkowa. Warto odwiedzić tam hutę szkła z mini browarem oraz zobaczyć ogromne skocznie narciarskie (w tym mamucia) na zboczu góry. Było już byt późno na zwiedzanie huty, ale starczyło czasu na muzeum i zakupy w browarze. Stamtąd udaliśmy się w drogę powrotną do hotelu.
W Muzeum szkła w Harachovie
Nasz pokój
Hotel znajduje się nieopodal centrum miasta. Dojazd do niego jest dobrze oznakowany. Dotarcie ułatwiły nam drogowskazy, z których które pierwsze zobaczyliśmy jeszcze zanim wjechaliśmy do miasta. Sam budynek nie jest najnowszy, ale trzyma się całkiem dobrze. Zaparkowaliśmy na darmowym parkingu (jest bardzo blisko wejścia). Nie mieliśmy wiele siły więc plan był prosty – iść spać. Przez przypadek dostaliśmy pokój bez łóżeczka, ale dzięki profesjonalnej obsłudze Zuzia błyskawicznie swoje łóżeczko dostała. W pokoju czekał na nas niewielki poczęstunek. Zuzia usnęła szybko, a ja jeszcze zdążyłem iść na basen – 7 godzin jazdy dało się we znaki.
Czas na śniadanie
A było z czego wybierać
Zaplanowaliśmy pobudkę na okolice godziny ósmej (śniadanie czekało na nas od 7 do 11). Na śniadanie wybór był spory od klasyki (bekon, kiełbaski, jajecznica, sery, wędliny, warzywa) do słodszych elementów (musli, naleśniki, owoce). Hotel ma u mnie dużego plusa za regionalny chleb i wiele rodzajów soków. Po śniadaniu naszym pierwszym celem była Świątynia Wang w Karpaczu. Z Jeleniej Góry jest to tylko rzut beretem. W samej Świątyni już kiedyś byłem, ale odświeżenie było miłe. Zwiedziliśmy zarówno wnętrze jak i otoczenie kościoła.
Świątynia Wang
Opuszczony kościół w Miłkowie
Z Karpacza obraliśmy kierunek na Hutę Julia w Piechowicach. Po drodze zrobiliśmy jeszcze jeden postój przy opuszczonym kościele, z którego środka wystawały korony drzew. Od setek lat w tym miejscu był kościół ewangelicki, a obecnie nieużywana budowla niszczeje. Według opisu przy drzwiach głównych są plany aby wyremontować jego wieżę i udostępnić zwiedzającym. Dalsza droga do huty przebiegła bez większych problemów (nie licząc, jednego zamkniętego mostu). Sama huta jest miejscem interesującym. Cały czas działa i wytwarza szklane dzieła sztuki, głównie jednak na eksport. Mieliśmy tam okazję obserwować na żywo pracę przy wytwarzaniu szklanych przedmiotów. W ciągu zaledwie kilku minut wprawny rzemieślnik-artysta na naszych oczach wyczarował z kawałka rozżarzonego szkła piękny kwiat. Spory kawałek dnia był już za nami, ale przed nami były jeszcze Cieplice i główny cel podróży – Jelenia Góra.
Pomnik szklarza w Hucie Szkła Kryształowego Julia w Piechowicach
Pracownica huty ozdabiająca kieliszki
Cieplice – uzdrowiskowa część Jeleniej Góry obejmuje park zdrojowy, termy i wiele budynków. Po krótkim spacerze udaliśmy się w kierunku starego miasta. Znaleźliśmy niedrogi parking i wyruszyliśmy na zwiedzanie. Przemierzaliśmy wąskie uliczki otoczone kolorowymi kamienicami, rynek i baszty. Zrobiło się dość późno, a w planie mieliśmy jeszcze basen w hotelu. Była to także pierwsza wizyta Zuzi na basenie.
Kościół św. Jana Chrzciciela w Cieplicach
Budynek poczty w Cieplicach
Kamienice przy Rynku w Jeleniej Górze
Ratusz w Jeleniej Górze
Basen hotelowy – tak zakończyliśmy drugi dzień
Ostatni dzień naszego pobytu zaczęliśmy od obfitego śniadania. Postanowiliśmy odwiedzić dwa miejsca, które położone są kilkaset metrów od hotelu. Pierwszym z nich jest Wzgórze Kościuszki, na którym warto zobaczyć ponad stuletni profil geologiczny przez Sudety oraz fundamenty szubienicy, która niegdyś się na tym wzgórzu znajdowała. Drugie miejsce, położone jest u podnóża wzgórza, a jest to Muzeum Karkonoskie. Na parterze znajduje się bogata nowoczesna ekspozycja dotycząca regionu, a na piętrze – wystawa dotycząca szkła wraz z ciekawymi projektami z tego materiały wykonanymi. Wymeldowaliśmy się z hotelu i wyruszyliśmy w drogę. Jeszcze przed Bolkowem skręciliśmy do miejscowości Miedzianka, którą znam z książki Filipa Springera. Postanowiliśmy także odwiedzić Muzeum Obozu Koncentracyjnego Gross-Rosen. Droga powrotna była długa i częściowo w deszczu i ciemnościach, ale warto było.
Profil geologiczny Sudetów stworzony ponad 100 lat temu przez Guntera Guricha
Ślady po szubienicy
Regionalny dom w Muzeum Karkonoskim
Ekspozycja archeologiczna w Muzeum Karkonoskim
Chyba nie muszę nikomu polecać tego regionu na dowolnej długości wypady. Hotel, w którym mieszkaliśmy był dla nas odpowiedni. Śniadania były obfite i starczały do późnego obiadu. Pokoje były zadbane, a obsługa codziennie uzupełniała wszelkie dobra, które wykorzystaliśmy (kawy, herbaty ręczniki, itp). Dostaliśmy sporo folderów i informacji o okolicznych atrakcjach, obsługa także udzielła odpowiedzi nawet na te “niecodzienne” pytania dot. okolicznych atrakcji. . Zuzia w łóżeczku się wysypiała nawet lepiej niż w domu – były to dwie całkowicie przespane przez nią noce. Brakowało mi trochę gniazdek. Po podłączeniu podgrzewacza do butelek i monitora oddechu trzeba było się nakombinować, żeby podłączyć telefon – w sumie nie każdy wozi tyle sprzętu ;). W samym pokoju było czysto i nawet miejsca, które często w domu omijam tutaj były wysprzątane wzorowo. W szufladzie znaleźliśmy jakieś dziwne pismo święte. Może to znak aby się nawrócić na podróżowanie ;). W naszym pokoju panowała przyjemna i sprzyjająca wypoczynkowi temperatura (pomimo tej panującej na dworze, która przekraczała 30 stopni). Z okna mieliśmy widok na ogródki działkowe i niewielkie wzniesienia. Pokój był przestronny i spokojnie mogliśmy w nim mieszkać całą trójką. Plusem dla rodzin wyposażonych w wózki jest brak jakichkolwiek stopni przez co jeżdżenie z dzieckiem po hotelu jest bezproblemowe. Hotel położony jest około 20 minut spacerem od centrum, przy drodze wylotowej na Karpacz. Sama Jelenia Góra jest dobrą bazą wypadową, a jej lokalizacja powoduje, że odległości do okolicznych obiektów nie są zastraszająco duże.
Czy Jelenia Góra na weekend to dobry pomysł? Zdecydowanie tak! :)
Wyjazd odbył się na zaproszenie Mercure Hotel Jelenia Góra