Udostępnij
Po wyjeździe do Budapesztu wiem, że placki po węgiersku są jak świnka morska (ani świnka ani morska). Ani nazwa, ani konsystencja ani pomysł na to danie z Węgrami nie mają chyba nic wspólnego. Zasila on obszerne grono nazw dziwnych z nazwy wraz z fasolką po bretońsku i rybą po grecku. Będąc na Węgrzech szukaliśmy miejsca, gdzie można spróbować lokalnej kuchni.
Z pomocą naszych budapesztańskich znajomych kupiliśmy coś jak grupon do lokalnej restauracji. Dania, które zamówiliśmy kosztowały 2500 forintów (około 40 zł) za osobę. Na przystawkę zamówiliśmy zupę Gulasz (w takiej formie się ją tutaj podaje) oraz zestaw przystawek (węgierskie salami, lokalny ser biały z papryką i oliwki). Jako danie główne na stole pojawiły się faszerowane mięsem papryki (podane w plasterkach) oraz Pörkölt (coś co u nas uchodzi za gulasz) podany z dziwną kaszą. Na deser chcieliśmy strudel i Pavlovą ale niestety nie było. Skończyło się na lodach i czymś typowym, czego u nas nie ma. Nazywało się to „cottage cheese dumplings” ale pierogów nie przypominało. Były to kopytka z białym serem, posypane tartą bułką, polane sosem i posypane cukrem pudrem. Kuchnia węgierska posiada jeszcze jedną rzecz, której muszę spróbować następnym razem – Langos. Placki smażone na głębokim tłuszczu podawane najczęściej ze śmietaną, czosnkiem lub serem. Wyglądały smakowicie – muszą poczekać na kolejną wizytę.
Gulasz
Przystawki
Faszerowane papryki
Pörkölt
Serowe kluseczki