Udostępnij
Po dłuższej przerwie ostatnio zdarza mi się czasem odwiedzić Warszawę. Oprócz spraw, które mam tam do załatwienia staram się również odkryć nowe smaki. Takie, których nie ma w Kielcach a potrafią zaciekawić i zainspirować. Przy okazji ostatniej wizyty pisałem Wam o Shipudei Berek – rewelacyjnym lokalu z kuchnią izraelską. Tym razem nie miałem zdecydowanego faworyta, które miałem odwiedzić. Pocztą pantoflową dotarła do mnie jednak informacja o nowym miejscu na mapie stolicy – Korea Town. Jest to kolejny lokal właścicieli znanego w stolicy Miss Kimchi.
Lokal znajduje się na Mokotowie przy ul. Olesińskiej 2 (przy Puławskiej). W środku znajduje się około 10 stolików i wejście bez rezerwacji jest prawie nie możliwe. Nam się to jednak jakoś udało ;) Obsługa działała sprawnie, ale pani, która nas obsługiwała dopiero się uczyła się wybaczamy nie znajomość odpowiedzi na niektóre pytania ;)
Kuchnia oferowana w lokalu jak sama nazwa wskazuje jest kuchnią koreańską. Znam te smaki bardzo powierzchownie więc tym bardziej chciałem je poznać. Karta jest krótka – 4 przystawki, 5 dań głównych i zupa. Do tego przekąski (Banchan) i napoje. Przekąski kosztują 20 zł za osiem talerzyków, ale do każdego dania głównego lub zupy dostajemy je gratis. Jest to super opcja dająca możliwość spróbowania nowych smaków.
Zdecydowaliśmy się na kilka pozycji z karty:
Yukhoe (28 zł) to tatar polędwicy wołowej z gruszką nashi i orzechami piniowymi. Delikatne, drobno siekane mięso. Z jednej strony smak sosu sojowego, a z drugiej słodka gruszka. Orzeszki pinii jeszcze bardziej podkręciły smak. Na pewno inny niż te znane u nas z jajkiem, musztardą i cebulką, ale bardzo dobry.
Golbaengi muchim (30 z) to ostra sałatka ze ślimakami morskimi i makaronem pszennym somyeon. Druga z przystawek. Smaczna, delikatnie pikantna, a ślimaki mięciutkie.
Soondubu jjigae (35 zł) to ostra zupa z owocami morza, wieprzowiną i miękkim tofu. To chyba jak dla mnie najciekawsze danie z tych co jedliśmy. Lekko pikantna, a połączenie kalmarów i wieprzowiny ekstra. Każdy fan tofu też powinien jej spróbować. Ja nie jestem jego entuzjastą, ale pasuje dobrze do reszty.
Haemul Bookeum (39 zł) to ostre owoce morza (kalmary, muszle, okładniczki) w sosie z pasty gochujang. Było to danie najostrzejsze ze wszystkich (może nawet trochę za ostre). Owoce morza były smaczne, a mi najbardziej smakowały kalmary. Do tego dania, podobnie jak do zupy podawana jest także miseczka ryżu.
Do picia skusiliśmy się na Lemoniadę ze śliwką ume,wodą gazowaną, ogórkiem, miętą i cytryną (10 zł) i koreański napój cynamonowy w puszce (7 zł). Lemoniada smaczna, ale jeżeli jesteście poszukiwaczami „ciekawych” napojów to spróbujcie cynamonowego napoju – jest nietypowy ;)
Banchany czyli koreańskie przekąski były interesujące. Dla mnie najciekawszym wydały się kimchi z ananasa, suszone kalmary i marynowana rzepa – rewelacyjne połączenia ostrości, słodyczy i sezamu.
Koreańskich smaków w ich miejscu pochodzenia jeszcze nie miałem okazji spróbować (kwestia czasu;)), ale z tego co widzę będą mi odpowiadać!
Jeżeli też chcecie spróbować czegoś nowego to zajrzyjcie do Korea Town. Za całość zapłaciliśmy 169 zł więc ceny nie są niskie, ale smaki interesujące :)