Udostępnij
Bazary, targi, uliczne stragany to miejsca, które odwiedzam z wielką ochotą. W Australii nie mogło być inaczej. Korzystając z luźniejszego weekendu i pobytu na Gold Coast postanowiłem odwiedzić Carrara Market, który jak się potem okazało jest największym, stałym targiem w całej Australii.
Znajduje się on nieco w głębi lądu i nie jest trudno do niego trafić. Jeżeli traficie do Carrary to każdy wskaże Wam drogę do marketu. Przy bazarze jest duży parking, gdzie możemy zostawić samochód.
Warto skorzystać z planu i zaplanować miejsca, które chcemy odwiedzić. Przed przyjechaniem do Carrara Market miałem nieco inne wyobrażenie tego miejsca. Po przyjeździe okazało się, że część, która najbardziej mnie interesowała, czyli ta dotycząca jedzenia jest niewielka. W sumie na terenie bazaru znajduje się około 400 stoisk.
Carrara Market to nie tylko stoiska. Znajdziecie tam także drewniane rzeźby stworzone przez duńskiego artystę Thomasa Dambo. Powstały one z fragmentów budynków, które kiedyś tu stały oraz palet. Na terenie bazaru znajdują się trzy rzeźby – kangur, pyton i rekin. Znajdziecie tam także pole do minigolfa stylizowane na ruiny w dżungli, rzekę, strefę zabaw dla dzieci (malowanie twarzy, dmuchańce) i inne atrakcje.
Wśród stoisk można było znaleźć sporo tandet. Były także stoiska poświęcone pamiątkom czy australisjkim wyrobom regionalnym. Jeżeli zgłodniejecie mozecie zajrzeć do jednego z kilku lokali lub cukierni i pojeść porządnie.
Jeżeli chodzi o strefę poświęconą jedzeniu to wyszedłem z niej bardzo zadowolony. Jeszcze przed przyjazdem do Australii miałem ochotę spróbować Finger Lime, a to właśnie w Quennsland jest hodowana. Znalazłem je właśnie na targu i zaopatrzyłem się na kilka dni. Jeżeli nigdy nie widzieliście finger lime to są to cytrusy wielkości palca.Ich miąższ może być w różnych kolorach (różowy, biały, żółty i czerwony). Bywaja nazywane Cytrusowym kawiorem ponieważ po przekojeniu owocu i naciśnięciu go cząstki miąższu wypadają wyglądając jak kawior. Smakują jak połączenie limonki z cytryną, ale uwalniają smak dopiero po przegryzieniu „kuleczek”.
Drugą, typowo australisjką rzeczą, którą właśnie w Carrara Market widziałem po raz pierwszy były orzechy macadamia w łupinkach. Rozpłupać jest strasznie ciężko – polskie dziadki do orzechów nie dają rady. Bieganie za nimi z młotkiem ma jednak też swój urok.
Oprócz wspomnianych produktów można było znaleźć na bazarze sporo owoców, w tym lokalne banany zarówno odmiany Cavendich jak i Lady Finger. Oprócz owoców i warzyw na stoiskach można było kupić np suszone mięso, które prezenowało się bardzo apetycznie.
Przed wizytą w Carrara Market nie wiedziałem czego się spodziewać, bo słowo bazar czy market często kojarzyło mi się z miejsce, gdzie możemy coś zjeść. Tutaj część żywieniowa jest obecna, ale jest tylko elementem całości. Będąc w okolicy warto zajrzeć, a może znajdziecie akurat coś dla siebie.