Udostępnij
Większość warsztatów kulinarnych, w których brałem udział odbywała się w Warszawie. Bardzo ucieszył mnie fakt, że WWF zorganizował jedne ze swoich warsztatów w moim mieście. Nie były to zwykłe warsztaty kulinarne, a takie, które niosły za sobą ważne przesłanie.
Wydarzenie miało miejsce w Willi Hueta. Miejsce to mi bliskie ponieważ chodziłem obok do szkoły podstawowej i budynek ten (jeszcze w stanie totalnej ruiny) mijałem praktycznie codziennie. Po jego renowacji były to moje pierwsze odwiedziny.
Organizatorem warsztatów był WWF Polska. Na pierwszy rzut oka może wydawać się to dziwne, ale warsztatom przyświecał określony cel. Wiecie, że duża część z ryb, które kupujemy i zjadamy jest na co dzień przeławiana lub poławiana nielegalnie. Co gorsze szacuje się, ze większa ich część w ciągu 20 lat całkowicie wyginie. O tym właśnie problemie rozmawialiśmy podczas części teoretycznej. Nie tylko kwestia przeławiania jest problemem. Same metody połowy również często niszczą środowiska naturalne przez co ryby (ale i ssaki czy ptaki) nie mają jak żyć. Na warsztatach dowiedziałem się także, że przepisy obowiązującego do zeszłego roku nakładają obowiązek informowania o gatunku ryby, miejscu jej połowu i sposobie. Od dzisiaj będę tych informacji szukał na opakowaniach. WWF opracował tabelę obrazującą różnorodne gatunki ryb, które często spotykamy na swoich stołach z podziałem na grupę zieloną, żółtą i czerwoną. Ryby z grupy żółtej i czerwonej są w grupie zagrożonej dlatego poleca się rezygnację ze spożycia. Dzięki temu spadnie na nie popyt co powinno skutkować zmniejszeniem połowów. Dzięki temu z kolei populacja będzie miała szanse się odbudować, aby w przyszłości wrócić do naszych kuchni.
Wracając jednak do samych warsztatów to było to wydarzenie ciekawe. Prowadził je Sebastian Gołębiewski. Wśród uczestników byli kucharze, szefowie kuchni i blogerzy. Pracowaliśmy w kilku grupach, z których każda przygotowywała swoje danie dla wszystkich (ok. 20 porcji). Organizatorzy zadbali, aby w grupach pracowali ze sobą przedstawiciele różnych (wspomnianych wcześniej) profesji.
Wśród ryb pojawiła się makrela, karp, czerniak, dorsz i śledź. Ze stworzeń wodnych pojawiły się także raki. Grupa, w której ja byłem zajmowała się tymi ostatnimi. Danie nasze składało się z kilku elementów. Podstawę oczywiście stanowił śledź. Były to filety przyprawione, panierowane i smażone, a następnie moczone w zalewie na bazie octu winnego. Podane były na sałatce ziemniaczanej z majonezem sojowym (wegańskim) wraz z marynowanymi cebulkami, selerem naciowym i micro kiełkami z buraka. Danie było smaczne, a przyrządzając je poznałem dwa nowe produkty, których wcześniej nie znałem. Pierwszym z nich była czarna sól, zawierająca sposób związków siarka, która w majonezie zastąpiła smak jajek, a drugim była mąka żołędziowa. Jak sama nazwa wskazuje stworzona z żołędzi sprawdziła się idealnie w panierce do śledzi.
Wśród innych dań spotkać można było chłodnik litewski z dorszem i szyjkami rakowymi, czerniaka z pure z bobu i inne smaczne dania.
Na mnie warsztaty te zadziałały. Listę ryb mam na komputerze i jeśli tylko będę miał możliwość to wybiorę te z zielonej części. Zachęcam Was do tego samego, a może uda nam się wspólnie coś zdziałać.