Udostępnij
Na mojej liście chińskich miast do odwiedzenia, oprócz Pekinu i Chengdu, było Xi`an. Znajduje się ono „nieopodal” Pekinu (12 godzin pociągiem). Z Krakowem ma jedną rzecz wspólną – również był stolicą kraju. Z tą niewielką różnicą, że powstało 3100 lat temu i aktualnie zajmuje obszar ponad 3500 km kwadratowych.
Widok z pokoju hotelowego na dworzec kolejowy
Dlaczego Xi`an znalazło się na mojej liście? Pierwszym powodem była Terakotowa Armia położona nieopodal miasta, o której więcej możecie przeczytać we wcześniejszym wpisie. Do samego miasta przyjechaliśmy rano (po kilkunastogodzinnej podróży pociągiem). Postanowiliśmy od razu udać się do hotelu, który miał znajdować się niedaleko dworca. Hotelu polecam szukać przez wyszukiwarkę hoteli (np. trivago). W Chinach hotele o dość wysokim standardzie można w tego typu porównywarkach znaleźć w dobrej cenie. Na miejscu nasz hotel znaleźliśmy po kilkunastu minutach poszukiwania. Dostaliśmy pokój – znajdował się na 10. piętrze, a z okna mieliśmy ładny widok na dworzec i mury miejskie. Po odświeżeniu się znaleźliśmy busa do Armii Terakotowej. Wprawa tam i zwiedzanie zajęła nam pół dnia.
Armia terakotowa – największa hala
Armia terakotowa
Wróciliśmy busem w to samo miejsce (dworzec kolejowy). Na pierwszy dzień pobytu zaplanowaliśmy ogólny spacer po Xi`an i spotkanie z Polakami poznanymi przez couchsurfing. Miasto jest ciekawe, a praktycznie cały czas poruszaliśmy się tylko w obrębie murów miejskich. Turystyczny plan miasta możecie znaleźć tutaj. Szerokie ulice z wysokimi wieżowcami krzyżują się często z niewielkimi uliczkami porośniętymi drzewami. To właśnie tam jedliśmy pierwszy raz ananasy na patyku. Bardzo słodkie i soczyste.
Mury miejskie
Jedne z najlepszych ananasów jakie jadłem
W Xi`an, podobnie jak w innych miastach królują rowery
Wieczorem odwiedziliśmy Walmart, gdzie wśród wielu ciekawych produktów znaleźliśmy także żywe żaby na zupę. Później kolacja z naszymi nowymi znajomymi i wieczorne spojrzenie na Wieżę Bębna i Dzwonu. Ich iluminacja jest naprawdę imponująca. Jeszcze późniejszym wieczorem udaliśmy się metrem zobaczyć Pagodę Dzikiej Gęsi. Ciekawostką jet to, że pierwsza i jeszcze jedyna linia metra ma numer… 2. Do wspomnianej wcześniej Pagody dotarliśmy, ale można było ją zobaczyć tylko przez płot. W sumie była prawie północ. Do hotelu wróciliśmy część spacerem, a część taksówką. Tych drugim używaliśmy często w Chinach i nie mieliśmy żadnych problemów, a i ceny nie zwalały nas z nóg. Korzystaliśmy z tych oficjalnych, rządowych a nie prywatnych i nie do końca legalnych. W naszych planach pojawiła się także wizyta w Muzeum Historycznym regionu Shaanxi, lecz z powodu napiętego harmonogramu przełożyliśmy tą wizytę na kolejny raz.
Żaby na zupę w Walmart
Wieża dzwonu i bębna
Pagoda Dzikiej Gęsi
Drugi i ostatni dzień w Xi`an musieliśmy zaplanować szczegółowo, bo wieczorem odjeżdżał nasz pociąg do Chengdu. Zaczęliśmy od spaceru wzdłuż murów miejskich. Nie przypominają one tych znanych nam w Polsce. Są bardzo wysokie, a ich szczytem można jeździć rowerami i spacerować. Ich łączna długość wynosi około 12 km a grubość u podstawy dochodzi do 18 metrów. Nasz hotel znajdował się tuż przy bramie północnej. Spacerem udaliśmy się do bramy wschodniej, przez którą opuściliśmy mury miejskie. Udaliśmy się w kierunku świątyni. Po drodze do niej spotkaliśmy ulicznych jasnowidzów, stoiska z „akcesoriami cmentarnymi” i dwa pchle targi. Na bazarach można było znaleźć niemal wszystko – od tanich plastików przez statuetki Mao, aż do ciekawych, metalowych ozdób. W Chinach nigdy do końca nie wiedziałem, czy to co kupuję jest antykiem, czy podróbką. Oczywiście na targu targowanie się było na porządku dziennym. Postanowiliśmy wzbogacić tam naszą kolekcję dzwonków. Po upatrzeniu odpowiedniego okazu przystąpiliśmy do targowania za pomocą kalkulatora. Obniżyliśmy cenę wyjściową kilkukrotnie i dobiliśmy targu. Po handlowym epizodzie postanowiliśmy odwiedzić dzielnicę muzułmańską. Znajduje się ona wewnątrz murów miejskich, a dobrym punktem orientacyjnym w tej części miasta jest wieża bębna. Kultura chińska jest zdecydowanie różna od naszej, dlatego byłem jeszcze bardziej zaciekawiony połączeniem kultury muzułmańskiej i chińskiej.
Na pchlim targu
W świątyni
Galeria w świątyni
Uliczny jasnowidz
Do wieży bębna nie wchodziliśmy. Obejrzeliśmy ją tylko z zewnątrz. Dalej wąskimi uliczkami udaliśmy się do Wielkiego Meczetu. Miejsce to wyglądało jak wiele świątyń chińskich. Nie był to typowy budynek, lecz zespół budynków i małych parków. Dało się znaleźć tam kilka elementów architektonicznie nietypowych. Niestety dwa budynki były w remoncie i otoczone rusztowaniami. Pomiędzy świątyniami kręcili się Chińczycy w charakterystycznych muzułmańskich nakryciach głowy. Oprócz meczetu czekały na nas również okoliczne uliczki. Przez chwilę, gdy wyłączyłem świadomość bycia w Chinach i widoku Chińczyków poczułem się jak w Medynie Tunisu. Nie była to ta skala targu ale wąska uliczka ze sklepiko-straganami po obu stronach. Targowanie się i zapraszanie do swoich małych królestw przez sprzedawców do złudzenia przypominało kraje arabskie.
Wielki Meczet
W Wielkim Meczecie
Jedno ze wnętrz w Wielkim Meczecie
Targ w dzielnicy muzułmańskiej
Spacerem wróciliśmy do hotelu, żeby zebrać swoje rzeczy. Po spakowaniu udaliśmy się na dworzec kolejowy. Na pociąg do Chengdu czekaliśmy niecałe dwie godziny. Czas ten spędziliśmy na zakupach i jedzeniu ryżu z sosem i tofu z dworcowego baru. Jeżeli potrzebujecie sprawdzić pociąg możecie zrobić to na stronie. U pośredników nie opłaca się biletów kupować. Opłaty są spore. Jeżeli macie kogoś znajomego w Chinach poproście o zakup na stronie oficjalnej.
Dworzec kolejowy
Pchli Targ
Przyprawy na targu w dzielnicy muzułmańskiej
Chińskie daktyle