Udostępnij
Wielu osobom Norwegia kojarzy się z krajem nie dość, że położonym daleko od Polski to jeszcze strasznie drogim. O tym czy rzeczywiście tak jest postanowiliśmy przekonać się na własnej skórze i wybraliśmy się do norweskiego miasta Sandefjord na weekend, a konkretnie to na dwa dni!
Był to trzeci raz, gdy miałem kupione bilety na samolot do Norwegii ale pierwszy raz, gdy je wykorzystałem. Moje pierwsze bilety po prostu zostały niewykorzystane. Za pierwszym razem chcieliśmy na mijescu z samolotu przesiąść się na prom, ale zrezygnowaliśmy, gdy okazało się, że o tej porze roku już on nie pływa. Drugi lot został po prostu odwołany. Tym razem jednak byliśmy zdeterminowani, żeby Norwegię poznać.
Podróż do Sandefjord
Trzy bilety do Oslo Torp z lotniska Warszawa Modlin kosztowały nas w dwie strony około 200 zł. Do tego doszedł dojazd samochodem na lotnisko i parking przy nim (polecam goupona – my za 3 dni parkingu zapłaciliśmy z transferem na lotniko całe 19 zł). Przy zakupie parkingu dokładnie przeczytajcie ogłoszenie, bo sporo z nich dodaje „opłatę lotniskową’ w kwocie często przekraczającej koszt samego parkowania. Lot trwal nieco ponad godzinę. Nasza cała wyprawa rozpoczęła się wylotem w piatek o 6.30, a zakończyła lądowaniem w sobotę około 23. Do tego jeszcze podróż samochodem z Modlina, która w naszym przypadku trwała około dwie i pół godziny.
Dojazd z Oslo Topr do Sandefjord
Lotniko Sandefjord, a właściwie Oslo Torp znajduje się kilka kilometrów od miasta. Z samego portu lotniczego odjeżdża autobus (bezpłatny) na dworzec kolejowy. Stamtąd możecie udać się do Oslo lub właśnie do Sandefjord. Autobus dopasowany jest do przylotów i odlotów samolotu oraz przyjazdów pociągu na stację Torp. Co ciekawe przed lotniskiem stoją także lokalni przewoźnicy oferujący transport do Oslo (na kartkach mają napisy „Polski Bus”, „PKS” i inne :)).
Bilet na pociąg do Sandefjord kosztuje około 40 NOK (około 20 zł), a podróż trwa około 4 minut. My zdecydowaliśmy się na spacer ze stacji Torp do centrum Sandefjord. Z dzieckiem zajęło nam to około półtorej godziny, ale mogliśmy pooglądać norweską prowincję od środka. Przez część wędrówki musimy iść poboczem drogi, ale norwescy kierowcy zwalniają mijając pieszych i bardzo uważają na nich. W drodze powrotnej na lotnisko następnego dnia nie mieliśmy już tyle szczęścia jeżeli chodzi o pogodę. Ulewa sprawiła, że musieliśmy jechać pociągiem. Biedniejsi o 50 zł, ale bogatsi o przejażdżkę norweskim pociągiem (jest w nim nawet automat do kawy) dotarliśmy na lotnisko.
Sandefjord
Do centrum Sandefjord dotarliśmy około 10.00. Był to piątkowy poranek i na ulicach nie było dużo ludzi. Zaczęliśmy od wizyty w sklepie (Rema1000) w celu zakupienia pieczywa na śniadanie. Później spacer po porcie i zdjecia z napisem Sandefjord. Posiedzieliśmy trochę na ławce obserwując łódki i promy i postanowiliśmy udać się do Muzeum Wielorybnictwa (możecie o nim przeczytać tutaj). Sandefjord było miastem wielorybniczym i możecie tutaj ślady tej przeszłości spotkać na każdm kroku.
Po zwiedzaniu Muzem zrobiliśmy zakupy i udaliśmy się do naszego miejsca noclegu. Mieszkanie, a właściwie piętro domku wynajęliśmy na Airbnb. Zrobiliśmy obiad i chwilę odpoczęliśmy. Kolejnym elementem naszego planu było pójście nad morze. Z okna domku widzieliśmy fjord, ale ja w głowie miałem skały, a nie port. Po krótkim poszukiwaniu również i to nam się udało. Zuzia poszukała muszli, posiedzieliśmy patrząc na wodę i pływające statki. Wieczorny spacer po centrum i powrót do spania. Pogoda pierwszego dnia nie była idealna. Ciężkie, wiszące chmury i padający co jakiś czas deszcz nie był zbyt miły.
Drugiego dnia (przynajmniej w pierwszej części) pogoda zrobiła się idealna. Zaczęliśmy dzień od spaceru po położonym za domem lesie. Ogromne głazy, urwiska, a wszystko porośnięte mchem. Znaleźliśmy też kilkadziesiąt grzybów kozaków – chyba tych się tutaj nie zbiera. Po spakowaniu się opuściliśmy miejsce noclegowe i wyruszyliśmy do centrum. Przy takiej pięknej pogodzie wizyta na Wzgórzu Prestasen była największą przyjemnością. Skały z pięknymi widokami to miejsce idealne na piknik.
Na wzgórze prowadzi ścieżka z najstarszej dzielnicy w Sandefjord – Bjergatta. Polecam odwiedziny w tej części miasta bo architektura robi wrażenie. Kolejnym miejscem, które odwiedziliśmy był park Midtåsen. Jeżeli będziecie używać google maps to wpiszcie nazwę, a nie adres ponieważ możecie wylądować bardzo blisko, ale po drugiej stronie góry. Po pierwszym, niecelnym strzale dotarliśmy do parku. W jego środku znajduje się willa Midtas (należąca do najbogatszego armatora wielorybniczego w Sandefjord), pawilon z rzeźbami oraz punkt widokowy na całe Sandefjord. Niestety wszystko było zamknięte, ale mimo to warto było odwiedzić to miejsce. Później czekała nas wycieczka do centrum, gdzie pozwiedzaliśmy kościoły i poszwędaliśmy się po centrum.
Nasze dalsze, spacerowe plany pokrzyżował deszcz. Pochodziliśmy po Galerii Handlowej, zrobiliśmy zakupy i pociągiem pojechaliśmy do Torp, skąd wspomniany już darmowy autobus zawiózł nas na lotnisko. Na lotnisku jest darmowe Wi-Fi. Jest też sporo sklepów i barów, ale ceny są norweskie. Często na lotnisku wydaję drobne, które mi zostały. Tutaj łatwe to nie było bo magnes na lodówkę kosztował około 70 NOK (około 35 zł). Lotnisko jest w porządku, ale jeżeli planujecie wizytę w Sandefjord bez noclegu to przygotujcie się, że na noc lotnisko jest zamykane.
Norweskie jedzenie
Dochodzimy teraz do momentu, na który na pewno wiele osób czekało – ceny. Wiele mitów narosło wokół norweskich cen i wiele z nich ma potwierdzenie w rzeczywistości. Nie jest to kraj tani. Jeżeli jesteście przyzwyczajeni do jedzenia „na mieście” to najprawdopodobniej będziecie musieli się odzwyczaić. Niech powodem tego będzie kebab w „tortilli”, który kosztuje okolo 130 NOK (około 70 zł) czy zupa w dobrej restauracji, która kosztuje około 100 NOK (50 zł). Czy to powód, żeby głodować w Norwegii? Zdecydowanie nie.
Najlepszym rozwiązaniem jest posiadanie noclegu z kuchnią, w której możemy przygotować dania kupione w markecie. Tam ceny są wyższe niż u nas, ale nie aż tak dotkliwie jak w restauracjach. Warto spróbować fiskekaker (mielone kotleciki rybne, na które przepis możecie znaleźć też u mnie), flatbrød (podpłomyki), lompe (ziemniaczane placki), rakfisk (fermentowana ryba – dla odważnych) i sery Brunost (sery koloru brązowego o słodkim smaku). W Sandefjord jest też Mc Donalds i Subway jeżeli zapragniecie zjeść coś Wam znanego :) Jeżeli chodzi o alkohol, to jest on w Norwegii drogi. My zaopatrzyliśmy się w butelkę Aquavitu, który czeka jeszcze na degustację.
Sandefjord – wskazówki
Wśród wskazówek należy wymienić ciekawostkę, że Norwegowie wymyślili przyrząd, który używany jest w domach na całym świecie – łopatkę do krojenia sera. Jakich wskazówek mogę Wam udzielić? W Sandefjord i okolicy warto spacerować, bo każda uliczka kryje coś ciekawego. Okoliczne lasy i wzgórza skrywają sporo ścieżek, szlaków i punktów widokowych. Jeżeli podróżujecie z dzieckiem to za fotelik w wypożyczalni samochodów zapłacicie tyle co za wypożycenie samego auta.
Myślę, że zwiedzanie okolicy samochodem może mieć jeszcze więcej uroku. Komunikacja publiczna jest dobrze rozwinięta, ale podróżując w kilka osób zdecydowanie samochód będzie bardziej opłacalną opcją. W Sandefjord znajdziecie w centrum „Second Hand”, gdzie oprócz ubrań (właściwie to ubrania są dodatkiem) znajdziecie sporo akcesoriów domowych, mebli, książek i wiele innych rzeczy w całkiem dobrych, jak na Norwegię cenach.
Warto?
Po tak krótkim wypadzie ja jestem zafascynowany Norwegią. Morze, piękne lasy, rewelacyjna architektura i otwarci ludzie sprawiają, że chce się tam wracać. Myślę, że wyjazd samochodem do Norwegii to jeden z elementów, który zagości na mojej liście.
Nie zapomnij o ubezpieczenie turystycznym! Sprawdź porównywarkę polis podróżnych wakacyjnapolisa.pl